Ale za to niedziela, ale za to niedziela była bardzo PINowa
:D
|
fot. Aga M. |
Niedziela obudziła nas pięknymi promieniami słońca. Po
zjedzeniu śniadania wyruszyliśmy razem wolnym spacerkiem do kościoła. Po
spotkaniu z Bogiem pozostały czas do koncertu wykorzystaliśmy na planowanie
naszej podróży do Mikołowa. Oj, było w tym trochę zabawy i śmiechu. Po
zaplanowaniu trasy, wyruszyliśmy w
kierunku centrum by przed wyjazdem nakarmić puste żołądki. Nasza podróż była owocna w liczne przesiadki,
co nadawało naszej podróży nie małej pikanterii. Jako, że ostatni nasz
przesiadkowy autobus nam uciekł, to musieliśmy zmienić nasz plan podróży.
Podjechaliśmy kawałek innym autobusem by na docelowe miejsce dotrzeć już
pieszo. Dziewczyny z Poznania stworzyły
podczas tego spaceru klimat pielgrzymkowy, dzięki czemu 3,6 km minęło bardzo
szybko.
Koncert poprzedzało spotkanie z PINowcami. Na spotkaniu
pojawiła się bardzo liczna grupa fanów.
Byłam zaskoczona ich ilością. Spotkałam wiele nowych twarzy, przyszli również
Ci których dawno nie było.
|
fot. Dorota |
Koncert rozpoczął się nowym intro. PINowcy stworzyli ciekawe
połączenie dźwięków, które w końcu mi się podobało. Na samym początku w rytm muzyki upiliśmy się
Winem i śpiewem. Nie zabrakło też upicia
się Smakiem mocnego wina, usłyszeliśmy słowa mocne jak ogień( które rozpaliły
nasze umysły do czerwoności). Nie zabrakło Filmu o sobie, o mnie, o Tobie, o
Nas, o Was. Zaskakującym elementem
koncertu był duet Svetlana Kalinichenko i Andrzeja Lamperta w utworze PINlady. Było to cudowne brzmienie operowych dźwięków. Po duetowym wysłuchaniu oprowego PNILADY,
mieliśmy okazję razem ze śpiewakami
zabawić się tym co ludzkie, czyli głosem. Po chwilach figlowania głosem.
Nastąpiła kolejna wisieńka na torcie tego dnia. Wykonanie O sole mio. W nowej
aranżacji dźwiękowej, bardzo rytmicznej, nieco folkowej. Później było tylko ciekawiej. PINowcy zagrali
konstelacje na które na scenę zaprosili nas fanów. Jak było? Niesamowicie. Uczucie nigdy
wcześniej mi nie znane. Stać na scenie przed tak liczną i rozbawioną
publicznością. Przeżyć to co lubię, z drugiej strony. Coś niepowtarzalnego.
PINowcy już raz zaprosili fanów na scenę w ChCKu ale wtedy nie odważyłam się na
nią wejść. Tym razem było inaczej. Poszłam
razem z cała drużyna Fc. Bawiliśmy się na scenie jeszcze przez dwa kolejne
utwory Niekochanie i żywiołowe Route 66. To była energia, radość i milion
myśli, wrażeń i emocji w mej małej głowie.
Po zejściu ze sceny w burzy tych wszystkich emocji i wrażeń, już pod
sceną mieliśmy okazję usłyszeć (dawno nie zagrany utwór) Hożoof.
To był jeden z najpiękniejszy PINowych koncertów. Moc jakiej dawno nie było. Po koncercie była
chwila na pamiątkowe zdjęcie i rozmowy PINfanowe i PINowe.
A dalej było tylko ciekawiej. Nasza podróż powrotna. Owocna
w długa pieszą wędrówką, wybraną z wyboru. Tramwaj jechał ale nikt do niego nie
wsiadł, wybrałyśmy własne nogi jako najlepszy środek transportu. Noc była
ciepła więc miło i przyjemnie się nam wędrowało. Około godziny drugiej
przyszliśmy do mieszkania. Otworzyliśmy butelkę wina i rozpoczęliśmy winną noc,
przy kanapkach zamiast świec :) Było
dużo długich rozmów, dużo śmiechu i radości. Były wpisy do PINpamiętnika
Doroty, gdzie zapisaliśmy wszystkie perełki tego dnia. Nad ranem, kiedy było
już świtanie położyliśmy się spać. Jednak
bardzo wcześnie rano Agata i Dorotka opuściły nasze mieszkanie w bardzo ważnej
sprawie(nadal trzymam kciuki). A my wstałyśmy trochę później i dość leniwie
zjedliśmy śniadanie. Poznańska ekipa się spakowała i powędrowałyśmy w kierunku
dworca PKP, tym razem tramwajem. Zjadłyśmy obiadową pizzę z 50% zniżką studencką.
A potem wsiadłyśmy do pociągu do Baranowa tzn. do Poznania. Jednak ja opuściłam ten pociąg szybciej niż wyruszył.
Tak się skończyła nasza przygoda.
Pozdrawiam! Neruda :)
Ps. Dziękuję Wam dziewczyny(Agata, Aga, Aneta, Asia, Dorota i Gosia) za miło spędzony
czas, za rozmowy i żartów tysiące.
PS. PINowcom za dźwięki i czas.
PS. Dawidowi za podrzucenie na dworzec w Mikołowie.
"perełki tego dnia" ^^
OdpowiedzUsuńWiesz, ja się naprawdę cieszę, że a tym chlebie na zakwasie nawet nie czuć było tej spalenizny :)
A piesze wędrówki- spoko. my zawsze damy radę!
To był przeZACNY czas- dzięki miła ma! :)
oby częściej w takim gronie! :) :*
OdpowiedzUsuńd.