środa, 22 czerwca 2011

Siemianowice śląskie 18.06.11

Kolejny koncert za nami, tym razem fani PINu nawiedzili Tarnowskie góry i Siemianowice śląskie. Ja wybrałam Siemianowice. Emocje powoli opadają niczym kurz po ostrzale. A ja próbuje je zatrzymać, jak najdłużej by rozgrzewały moje wnętrze do borykania się z uniwersyteckimi rozporządzeniami. Marzy mi się 14 lipca, bo wtedy wszystko będzie już jasne i klarowne. Teraz to tylko pewność niepewna. Dobrze, skupmy się na PINowym koncercie. To bardziej interesujące;-)

Podróż minęła bardzo szybko, ten czas umilał mi Jan Skacel swoją powieścią Trinacty cerny kun. Lekka i przyjemna powieść o ludzkich uprzedzeniach, przesądach i śmiesznościach. Katowice przywitały mnie remontowanym dworcem, ale całkiem fajnie tam było. Cieszę się na ten czas, kiedy powstanie tam to nowoczesne miejsce. Niczym w Europejskiej stolicy:) Dziękuję Agnieszce za wszystkie wskazówki, dzięki Tobie nie miałam żadnego problemu z dotarciem do Siemianowic. Pierwszy raz nie błądziłam w obcym mieście. Na miejsce dotarłam na koncert Farby. Zespół próbował rozgrzać publiczność do zabawy, myślę, że udało im się poruszyć mięśnie każdego człowiek w amfiteatrze, dzięki coverom, które zagrali, czyli Waka Waka, Whatever whenever, autorskim utworem Chce tu zostać oraz różnymi innymi dźwiękami. Publiczność nie była dłużna, nagrodziła ich gromkimi brawami. Po ich występie była krótka przerwa a później na scenie pojawił się PIN.

PINowcy na nowa trasę koncertową przygotowali nowy repertuar. Pierwsze dźwięki były dla mnie nowe, całkiem nieznane. Nowe intro wpadło mi do gustu, było takie lekkie i przyjemne a zarazem posiadło nutkę tajemniczości. Te połączenie dźwięków wywierało w człowieku ciekawość, co będzie dalej.. A dalej były KONSTELACJE. Żywiołowe, energiczne, radosne i szalone konstelacje. Bardzo mi się to podobało, że PINowcy zaczęli od takiego właśnie utworu, bo pozwala to od razu rozruszać kości i mięśnie. Nie pamiętam już, jaka była kolejność pinowych dźwięków, nie wiem, co po sobie brzmiało. Pamiętam tylko, to nowe brzmienie Odlotu aniołów. Podczas którego pojawiły się nowe dźwięki, to one sprawiły, że ten utwór stał się magiczny, że w głowie pojawiały się różne uczucia, trudne do zdiagnozowania, że anioły nam nad głową latały. Nie wiem, może takie myśli w głowie mi się zrodziły pod wpływem przeczytania inspiracji do napisania tego tekstu, które Alek zamieścił na forum(link). Może na prawdę PINowcy odświeżyli ten utwór? Ciekawe.
Swoim brzmieniem zaskoczyły mnie również słowa jak ogień. Po raz pierwszy usłyszałam ten utwór na żywo. Wykonanie nieco różniło się od tego na płycie. Po wysłuchaniu koncertowego wykonania, jestem pozytywnie zaskoczona. Minimalizacja dźwięku, spowodowała, że słucha się tylko słów. Pojawia się przerwa w szalonej zabawie. Tutaj znajdujemy wiele odpowiedzi na nasze zachowania. Wybieramy z tego utwory wskazówki i drogowskazy by pokonać przeszkody. Jeśli ktoś chce coś zmienić to bierze więcej, jeśli ktoś jest bierny wobec swojego życia jest to dla niego chwila wytchnienia.

Kolejnym utworem, który wywar na mnie wrażenie podczas koncertu jest Abort. Tutaj się pojawia profesjonalizmy koncertowy PINu. Pisząc o profesjonalizmie, mam na myśli inscenizację świateł przygotowana do tego utworu. Gra świateł podkreśliła wartość tego utworu, wyróżniła go oraz wprowadziła odpowiedni nastrój. W amfiteatrze nie było osoby, która nie rozumiałaby przesłania tego utworu...
Podczas koncertu zabrzmiało jeszcze kultowe, Bo to co dla mnie, którego słowa wyśpiewał cały amfiteatr. Bo to co dla mnie to powszechnie już znana ballada o miłości. Nie zabrakło Niekochania, Wino i śpiew, PINlady oraz Filmu o sobie. Na zakończenie pojawiło się route 66, które porwało do rock'n roll każdego fana i nie tylko. PINowcy dość długo bisowali, bo chyba z trzy utwory. To był piękny koncert, dzięki któremu rozbudziłam w sobie tą starą miłość do koncertowania.

Do rychłego zobaczenia, gdzieś tam na trasie koncertowej:-)
Dziękuję za wszelką pomoc Agnieszce:) Za wasze uśmiechy i słowa Ulu, Monisc, Reniu:) Miło było Was wszystkich znowu zobaczyć, poznać nowych ludzi:) Dziękuję PINpanom za te dźwięki:)

Pozdrawiam
Neruda:-)

3 komentarze:

  1. Szkoda że nie mogłam jechać. Złośliwość przełożonych ot co. Do Bierunia jeszcze 2 dni:) Notka genialna i dziękuję za relację:)
    Jusia

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam być. Walczyłam do ostatniej chwili. Jeszcze dzień przed, w Kaliszu namawiałam tatę. Nie udało się. Szkoda, no...ale widocznie nie było mi dane być tam z Wami :)

    Faaaajna ta relacja :)
    Do zobaczenia! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję do rychłego ZOBACZENIA:*

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.