niedziela, 26 grudnia 2010

WOŚP 2008

Wybaczcie że dopiero teraz napiszę relacje z koncertu ale nie miałam czasu i dostępu do kompa;-)

A zaczęło się tak:
W bardzo wczesny niedzielny ranek zadzwonił radośnie mój budzik -choć z wielkimi oporami ale wstałam ...Wyjechałam samochodem przed 5,gdyby nie mój niezawodny kierowca kochana mamusia nie zawiozła mnie na pkp to bym nie zdążyła na pociąg i na koncert mogłabym popatrzeć przez neta.W Katowicach spotkałam Gwiazdeczkę to też razem czekałyśmy na opóźniony pociąg...W końcu nadjechał rzuciłyśmy się do wejścia, pobiegłam szybko szukać jakiegoś pustego przedziału, znalazłam ale zaraz dosiedli się do nas 2 "podchmieloni" panowie, którym jeszcze było mało i raczyli się upijać nadal swoimi trunkami zakupionymi jak nam powiedzieli w Żabce- tam tez się poznali i zaprzyjaźnili(parę godzin przed podróżą) Jednak Żabka łączy ludzi:D
Podróż upłynęła nam w miarę szybko, gadałyśmy,wspominałyśmy,spałyśmy- spanie miałam uniemożliwione z powodu tych 2 panów Tomusia i Zdzisia, Tomuś głośno chrapał a Zdzisiu gadał jakies brednie...Dostałyśmy propozycje nie do odrzucenia;wyjazd do Sopotu z panami Tomek miał stawiać, stwierdziłyśmy że za żadne skarby byśmy nie zamieniły koncertu na Sopot z nimi:)
Dotarwszy do Warszawy było trochę zamieszania, gonitwy...Pierwsze swe kroki skierowałyśmy do Złotych Tarasów oczywiście do Douglasa- ach Moschino było nasze:D Zerknęłyśmy na repertuar do kina i pobiegłyśmy w poszukiwaniu kościoła:)
Następnie po kościele udałyśmy się znów do CH tym razem coś przekąsić lecz tym razem też się śpieszyłyśmy w ogóle przez cały dzień ganiałyśmy...Aa zapomniałam jak jadłyśmy było akurat nagranie ze ZT i głos Stachurskiego umilał nam posiłek:)
Z Asią spotkałyśmy się pod sceną na Placu Defilad,owa scena była okropna...taki wielki,pomarańczowy chochoł, nie wiem czy organizatorzy bali się że na plac wtargną kibice Legii że skonstruowali taką byczyce???
Stanęłyśmy sobie pośrodku tłumu, skakałyśmy,śpiewałśmy razem z Zagrobelnym, była też Ewelina Flinta,Mietek,Leszcze-przy ich muzyce ludzie nieźle tańczyli twista:)Odliczałysmy minuty do występu chłopaków aż tu nagle widzimy na scenie Erwina, myślimy pewnie dla kogoś będzie grał..a tu na scenie Alek-już wszystko wiadomo będzie grał PIN-w końcu po to do Warszawy przyjechałyśmy:D
Prezenter zapowiedział chłopaków, był zdziwiony jak usłyszał nasze krzyki jak skończył wymawiać nazwę zespołu:D
I zaczęły się PINowe znajome jakże nam doskonale dźwięki...Skakałyśmy,śpiewałyśmy oszczędzając resztę sił na WINO-którego nie było....Ale cięszę się ogoromnie. mimo iż było z półplaybacku i Endi był chory tak jak reszta PINowców występ był wspaniały;)
Niestety to co dobre szybko się kończy....Razem z resztą dziewczyn poszłyśmy za scenę przywitałyśmy się z chłopakami, postaliśmy chwile, pożegnałyśmy się z PINowcami po czym odeszli.My jeszcze chwile zostałśmy, rozmawiałyśmy z dziewczynami z Warszawy, ja razem z Gośką udałam się do kina na film JESZCZE RAZ zaopatrzyłyśmy się w popcorn i rozsiadłyśmy się w sali kinowej...Czas upłynął bardzo szybko, film był fajny mimo prostej fabuły, miło się go oglądało, wakacyjne widoki, morze, góry,miłość w sam raz na zimowy wieczór:)Przyznam że zaskoczyła mnie rola Przemka Cypryańskiego-dobrze zagrał chociaż z początku wyglądał troche sztucznie w tej roli.
Po seansie udałyśmy się na lody:D Następnie miałśmy drobne kłopoty z zakupem biletu na pociąg, my jak zwykle mamy zawsze czas i wszystko na ostatnia chwile robimy:)Miałśmy już wizje spędzonej nocy na dworcu ale postanowiłyśmy się wepchać do pociągu...Czas któy pozostał nam do pociągu wykorzystałyśmy na zjedzeniu bardzooo późnej kolacji w MC Donald's dziękujemy Kasi ze Szczecinka za książeczkę z rabatami:) W czasie postoju na zimnym dworcu wpadłysmy na pomysł że skoro pociąg ma być przepełniony możemy spędzić podróż w Warsie:D Udało nam się wepchnąć do Warsu- było tam okropnie gorąco niczym jak w saunie... siedziałyśmy całe 4h na niewygodnych krzesłach i od czsu do czasu musiałyśmy kupować jakieś napoje bo sprzedawca dziwnie się na nas patrzył.... Wracałśmy razem z Beatą ze Szczecina..podróż minęła nam w miarę szybko, buzie nam się nie zamykały ciąglę gadałśmy:)Nadeszła chwila pożegnania...Beata została w pociągu bo jechała do Krakowa a my wysiadłyśmy w Kato, siedziałśmy w poczekalni i czekałysmy na mój pociąg...Jak to zawsze bywa czas minął szybko i musiałam się pożegnać z Gośką i tak jeszcze gadałyśmy w drzwiach pociągu:D Dziękuję dziewczyny za mile spędzony czas i za szaleństwa koncertowe:)

Notkę trochę skróciłam,jest nieco chaotyczna-wiem jestem straszny leń ale udało mi się w końcu zabrać za napisanie... Na razie dodaje kilka fotek PINowych(zresztą tylko tyle ich mam)nie miałam jak robić zdjęć przez tą głupią scene była okropna widoczność a tym bardziej utrudnione robienie zdjęć, w jednej dłoni trzymałam telefon retransmisja koncertowa dla Anety:) a w drugiej miałam aparat i od czasu do czasu udalo mi się cyknąć fotkę, nieziemsko skakałyśmy i śpiewałyśmy to też nie było nam zimno, w ogóle zapomniałśmy że jest zima:)
Pozostało mi napisać: CZEKAM NA TE DNI KIEDY ZAGRA PIN!!!
pozdrawiam Justinee

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.