niedziela, 26 grudnia 2010

Targowa Górka, Buk 2009

Buk :D Na samą myśl buzia mi się śmieje. Że ze Gorzyc do Targowej górki to kawał drogi to w podróż wyruszyliśmy razem z Eweliną przed godziną 14 w piątek- każda z innej miejscowości by spotkać się w pociągu w Rybniku. Podróż do Katowic już wspólna minęła szybko bo na wspólnych rozmowach m.in. o źle kupionym bilecie przez Ewelinę(bo przepłaciła-a to wszystko przez kasjerkę) , rozmowa z konduktorem o naszym bilecie i podróży. Podczas podróży dowiedziałyśmy się że Gwiazdeczka nie zdążyła na pociąg i będziemy musiały jechać same. Pierwsza myśl jakoś damy radę. Ale jak staliśmy na peronie w Katowicach z którego miał odjeżdżać nasz pociąg patrzymy z jednego tory odjeżdża pociąg do Gliwic a z drugiego toru do Tych(którym to Ewelina chciała jechać bo był fajny i stwierdziłam że ona to za taki zapłaciła a ja mogę jechać plastikiem :D:D) no a naszego brak a obydwa pociągi miały późniejszy odjazd. I kombinowałyśmy jak ten nasz pociąg tam wjedzie bo to nie możliwie. Kiedy nadeszła godzina odjazdu naszego pociągu mogłyście widzieć ten przestrach w oczach Eweliny :D Ale zaraz usłyszałyśmy że nasz pociąg wyjątkowo odjeżdża z innego peronu. Wszyscy ludzie ruszyli z perony bardzo szybko(nie podejrzewałyśmy że Ci wszyscy ludzie czekają na ten nasz pociąg) a Ewelina miała bardzo ciężką torbę(bo wiecie te powietrze ze śląska jest bardzo ciężkie) i w pewny momencie zwolniła i stanęła na środku i mówi z cudowny akcentem i lekkim zdenerwowaniem w głosie: „Ludzie, yno mnie nie zadepczcie bo lecicie jak mrowki" :D Ludzie popatrzyli kontem oka z uśmiechem i popędzili dalej by zdobyć cenne miejsca siedzące. W pociągu oczywiście mnóstwo ludzi, miejsca siedzące zajęte, ludzie stoją na korytarzu ale sokole oko Ewelina wynalazła dla nas dwa siedzenia. No i tak spokojnie jechaliśmy do Wrocławia. Jak dojeżdżaliśmy Gośka na pisała smsa że one tez dojeżdżają do Wrocławia i że do nas dołączy. Jaka radość pojawiła się na naszych twarzach, że nie będziemy musiały o godzinie 22:30 czekać ponad półgodziny we dwie na stacji. We Wrocławiu długiej kolejce czekałyśmy z Gosią by mogła kupić bilet. Ale kilka minut przed odjazdem udało jej się i pobiegłyśmy na peron a tam nasz pociąg znowu z dużą ilością osób i szukałyśmy wolnego miejsca. Znalazłyśmy tak że siedziałyśmy nie daleko siebie. Całą podróż gadałyśmy i śmiałyśmy czym przeszkadzałyśmy pewnej pani która potrzebowała się skupić. Dlatego się zamieniła z Gośka miejsca i nam było lepiej rozmawiać a ona i tak się później przesiadła do innego wagonu. A my z nudów wymyślałyśmy zakłady :D No i po jakimś czasie dotarłyśmy do Poznania. Bardzo lubię dworzec w Poznaniu, bo jest taki zadbany i rozbudowany. Można tam zjeść w czystym i spokojnym miejscu a najważniejsze ma wiele połączeń z różnymi miejscami polski i europy, jeździ tam wiele pociągów a przede wszystkim non stop. W Poznaniu właśnie czekając na połączenie do Nekli zjadłyśmy kolacje w KFC i tam czekałyśmy na pociąg do celu. Podróż do Nekli trochę nam się dłużyła a był to najkrótszy odcinek naszej drogi a to dlatego że nie wiedziałyśmy kiedy dokładnie nadejdzie ten przystanek i na każdej stacji nos w szybę i byłyśmy przygotowane szybko wychodzić. A Nekli odebrała nas Asia z jej tatą:) Za co bardzo dziękujemy:* i dojechaliśmy do Targowej Górki. Na miejscu przymiatała nas rodzina Owczarzaków i dziewczyny które jechały samochodem czyli Aga z Andrzejkiem, Kasia i Sylwia. No i wtedy impreza się zaczęła. Przy ciepłej herbatce(od której jestem uzależniona) rozmawiałyśmy, śmiałyśmy i przygotowywałyśmy niespodziankę dla PINowców a zeszło nam do 5:00 nad ranem. Przed snem w pokoju jeszcze kilka krótkich rozmów, parę uśmiechów i postanowiłyśmy trochę pospać w tym pięknym pokoju Anety. A nad głową miałam PINowe konstelacje które Aneta otrzymała na urodziny. Sen był krótki bo o 9:30 już wstałyśmy. Choć ciężko nam było wydostać się z lóżka ale po jakimś czasie poszłyśmy na śniadanie. Gdzie już ranne ptaszki były czyli Andrzejek i Agnieszka. Śniadanie jadłyśmy bardzo długo rozmawiając i żartując praktycznie do pory obiadu. W między czasie przyszła Zuzia, Jędrzej i mały Kacper(zwany dalej Denis rozrabiaka). Na obiad dostaliśmy zaproszenie do Asi. Zostaliśmy tam miło i ciepło przyjęci za co bardzo dziękujemy. A po obiedzie Aga z Andrzejkiem, Kasia i Sylwia zabrały nasze bagaże do samochodu i pojechały do Buku by się zakwaterować. A my posiedziałyśmy jakiś czas na placu zabaw gdzie Denis rozrabiaka pokazywał nam swoje sportowe zdolności. A później powędrowałyśmy do Anety by móc zobaczyć koncert w Pszowie. Ale wiecie jakie to wspaniałe oglądać taki koncert nagrany. I przezywać te chwile jeszcze raz. Dokładnie przeanalizować gesty i słowa:) I tak miło nam upłynął czas do pociągu na który nas odwiozła mam Anety-dziękujemy:*:* Wsiadłyśmy i pojechałyśmy. A w pociągu dużo ludzi więc stałyśmy na korytarzu a tam nagle podchodzą do nas Iza i Agnieszka(co za miłe i niespodziewane spotkanie). I razem pojechałyśmy do Poznania gdzie przesiadłyśmy się na pociąg do Buku. A w Poznaniu dołączyła do nas Agi. Jechałyśmy oczywiście z całą drogę przegadałyśmy i żartowałyśmy- czasami pilnując drogę. Ale dobrze wysiadłyśmy:) Powędrowałyśmy my do hotelu a one na koncert Kasi Wilk. Ale po jakimś czasie poszłyśmy tez na stadion. Akurat skończył się koncert Kasi i patrzymy wszyscy ludzie wychodzą. Trochę nas to zdziwiło. Ale potem okazało się to dla nas logiczne. Bo pomiędzy koncertem Kasi a PINu była pół godzinna przerwa i dlatego ludzie się rozeszli ale na PIN wrócili i to w większych ilościach:) Koncert był fenomenalny. Sebastian bardzo się w czuwał w to co gra przekazywał w tym tyle emocji, wrażeń i uczuć. Grał tak jakby to był jego pierwszy koncert i chciał się jak najlepiej pokazać, swą grą ubarwiał słowa wyśpiewane przez Andrzeja. Alek wyprawiał cuda nie widy z tamburynem. Grał tańcząc na scenie, rzucał tamburynem . Erwin miał nową solówkę- oczywiście genialną. Koncert rozpoczął się standardowo winem. A później niespodzianka FC. Cały Buk zaczął śpiewać sto lat. Na twarzach chłopaków pojawiło się miłe zaskoczenie i zdziwienie. Gwiazdeczka powiedziała kilka słów podziękowań dla chłopaków( przede wszystkim za koncerty te lepszy i te gorsze). Agnieszka z Andrzejkiem i Gośką wręczyły prezenty w postaci albumów i płyt z nagraniami koncertowymi i fotografiami dla PINowców. Nie obyło się bez podziękowań dla akustyków(Dominika i Łukasza) oraz Menagera którzy otrzymali dyplomy oraz koszulki z logo PIN oraz napisami(super Manager, super akustyk). PINowcy podziękowali i rozpoczęli dalsze granie koncertu, ale z taką energia jakiej nigdy nie mieli. A myśmy szaleli pod sceną ile sił Pan Bóg nam dał. Zabawa była po prostu cudowna. Szaleństwo jakiego jeszcze nie było. A po koncercie chwila na rozmowy, wrażenia i poszłyśmy do hotelu bo było chłodno. A w hotelu rozmowy do 2:00 przy wafelkach i Piccolo. Rano pobudka, śniadanie które było bardzo pyszne i na pociąg trzeba było iść by móc wrócić do domu. Na szczęście Sylwia nas(Mnie i Eweline) podwiozła za co jej dziękujemy:* Pewne, że w Buku kasy nie ma idziemy na stacje w trochę innym kierunku niż kasa biletowa, ale tak pewnym momencie coś nas natkło by się upewnić czy aby na pewno kasa nie ma, więc zapytałyśmy przechodnia i się okazało że kasa jest. Więc szybko kupiłyśmy bilety i pobiegłyśmy na peron który był dosyć daleko od kasy. Wyobraźcie sobie jak takie dwa boroki biegną z bagażami na peron... Ale szczęśliwie wsiadłyśmy do pociągu. I żałowałyśmy, że to nie jest bezpośredni do domu bo był bardzo wygodny. I pilnowałyśmy się żeby nie zasnąć bo w Poznaniu przesiadka. A Poznaniu odszukałyśmy peron z którego jedzie pociąg do Kluczborka i czekałyśmy na Ize która miała wracać z nami. No i razem ruszyłyśmy do Kluczborka. Ja całą drogę gadałam z Izą a Ewelina część drogi przespała a część przegadała z nami. A w Kluczborku opuściła nas Iza a my przesiadłyśmy się do pociągu na Opole. Jechaliśmy szynobusem i jadłyśmy nasze drugie śniadanie oraz zastanawiając się dlaczego na jednej ze stacji ludzie robili zdjęcia temu pociągowi no i oczywiście nam. Jakie było wytłumaczenie Eweliny mogą się domyślić te osoby co ją znają. Dojechaliśmy do Opola gdzie zjedliśmy nasz obiad czyli kebab- bo tylko to tam było do jedzenia. I poszliśmy na pociąg by dojechać do Kędzierzyna Koźla a tam znowu się przesiąść na pociąg do Rudyszwałdu. A w Rudyszwałdzie znowu przesiadka na którą miałyśmy 5 minut ale że pociąg się spóźnił to około minuty. Ale, że ta stacja mała choć bardzo dziwna i moim zdaniem źle wybudowana, Bo takie przechodzenie jest niebezpieczne to zdążyłyśmy na pociąg do domu. Szczęśliwe dojechałyśmy do stacji Bełsznica. Gdzie Ewelinę odebrała mama z rodzeństwem a ja powędrowałam do domu. Na tym zakończył się nasz Wielkopolski weekend.

Dziękuję jeszcze raz wszystkim za wszystko. PINladies i ich rodziną za ciepłe przyjecie, za koncertowe szaleństwo, rozmowy i uśmiechy. Ewelinie za wspólną długą podróż, że ze mną wytrzymała tyle godzin. Gwiazdeczce za ten gest, że dołączyłaś do nas we Wrocławiu. Sylwii za to że po mimo problemów samochodowych nas podrzuciła na PKP. Adze za trud włożony w to co robi i za jej uśmiech po mimo. Kasi za jej spokój:) Izie za wspólną podróż do Kluczborka i towarzystwo. A wszystkim wam dziękuję za wspólną szaloną zabawę. PINowca za ten wspaniały koncert. A przede wszystkim mojej mamie bo to dzięki niej mogłam tam być z wami.Jeśli o kimś zapomniałam to przepraszam ale dziękuję.

pozdrawiam neruda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.